poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział III - Inna niż wszystkie


           Ich wyczerpująca podróż dobiegła właśnie końca. Zbierali się do wyjścia, próbując ogarnąć wszystkie bagaże, kiedy pociąg gwałtownie się zatrzymał. Hermiona wpadła na Draco i razem wylądowali na podłodze. Dziewczyna momentalnie stanęła na równe nogi i wyciągnęła rękę, by pomóc wstać ślizgonowi.
            - Przepraszam, Malfoy - zarumieniła się i wraz z bagażami ruszyła w kierunku drzwi.
            Po chwili zastanowienia chłopak ruszył za nią.
            - Hej, Granger! Nie musisz przepraszać, że na mnie lecisz. Raczej trudno mi się oprzeć - roześmiał się.
            - Zamknij się, Malfoy! - warknęła.
            Wyszli razem z pociągu i stanęli zdezorientowani na zupełnie pustym peronie. Spojrzeli na siebie z przerażeniem.
            - I co teraz? - zapytała Hermiona.
            - Nie wiem, chyba musimy czekać...
            - Będziemy tu siedzieć przez całą noc? - zaczęła panikować.
            - Granger, opanuj się. Ktoś po nas przyjdzie - powiedział z pewnością.
            - Taki jesteś pewny?!
            Jak na zawołanie usłyszeli pyknięcie oznaczające teleportację i przed nimi pojawiła się pół-olbrzymka wraz z kilkoma uczniami w niebieskich mundurkach. Draco spojrzał na nią z triumfem w oczach. Hermiona zwróciła uwagę na kilka osób, szczególnie na jedną z dziewczyn. Coś w jej postawie sprawiło, że gryfonka od razu poczuła do niej sympatię. Uśmiechnęła się do niej nieśmiało, a dziewczyna wyszczerzyła się. Poza tym zobaczyła jeszcze przystojnego bruneta oraz młodszą siostrę Fleur. Madame Maxime zaczęła mówić.
            - Witajcie i wybaczcie nam spóźnienie... - zaczęła, ale wtem dziewczyna, którą zainteresowała się Hermiona wyszła naprzód i ruszyła w ich kierunku.
            Jej włosy były niesamowite. Długie, proste, w przyjemnym, złotym kolorze. Wyglądała wspaniale.
            - Cześć Draco! - rzuciła, machając do blondyna.
            Mina gryfonki momentalnie zrzędła. Czyli nici z sympatycznej koleżanki. Nie było przecież szans, żeby osoba, która zna Malfoya serio była kimś wartym poznania, czyż nie? Sam Draco był widocznie zszokowany. Dopiero po chwili zdołał z siebie wykrzesać zdziwione:
            - Elena?!
            Blondwłosa roześmiała się.
            - Myślałam, że bardziej się ucieszysz na mój widok.
            - Cieszę się, nawet nie wiesz, jak bardzo - uśmiechnął się blondyn, przytulając dziewczynę na powitanie. Po chwili wskazał na jej głowę. - Co się stało z różem?
            - Znudził mi się, poza tym nie pasował mi do mundurka - powiedziała, okręcając się wokół własnej osi.
            - Nie miałaś być w Japonii?
            - Może i miałam, ale jak się dowiedziałam, że tu przyjedziesz, to stwierdziłam, że nie mogę tego przegapić. Może przedstawisz mi swoją koleżankę?
            - To nie jest moja koleżanka - odpowiedział szybko.
            - Draco - skarciła go. - W każdym razie to ona ci towarzyszy, więc...
            - Okej, Elle, to jest Hermiona Granger - po czym odwrócił się do gryfonki i przewrócił oczami. - Granger, to jest Elena Cas...
            - Draco! - pisnęła. Zwróciła się do Hermiony. - Nazywam się Elena Violet. Ignoruj go, gdy będzie próbował przedstawić ci moje wszystkie imiona. Moich rodziców poniosła fantazja, a Draco uwielbia ich używać, żeby zrobić mi na złość.
            - Miło mi cię poznać - uśmiechnęła się nieśmiało.
            - Czuję, że będziemy świetnymi przyjaciółkami - Elena puściła oczko w kierunku blondyna.
            - Merlinie, uchroń nas od tego - mruknął.
            Hermiona w tym czasie skupiła się na dyrektorce francuskiej szkoły.
            - Madame Maxime, mam dla pani wiadomość od profesora Dumledore’a. Chciałam także powiedzieć, że oboje z Draco jesteśmy zaszczyceni mogąc u was gościć.
            - Och, dziękuję ci, dziecko. Ale pewnie jesteście zmęczeni, powinniście coś zjeść i odpocząć po tej ciężkiej podróży. No już, zbieramy się. Panienko Violet, proszę już dać spokój naszym gościom, jeszcze będzie pani miała okazję zamienić z nimi kilka słów, a teraz czas wracać.
            - Tak jest, madame - dziewczyna ukłoniła się rozbawiona.
            - Eleno - skarciła ją dyrektorka. - Proszę bez wygłupów. Złapcie wszyscy mojej szaty i przeniosę was do szkoły.
            Całą grupką zawirowali i po chwili wylądowali przed ładnie wyglądającym pałacem.
            - Zaprowadzę ich do gościnnego dormitorium, pani dyrektor - Elle wyrwała się na chętną.
            - Dobrze - jęknęła zrezygnowana kobieta. - Tylko przed ciszą nocną masz wrócić do siebie. Sprawdzę to - powiedziała. - Możecie wezwać skrzaty i przyniosą wam coś do jedzenia. Elena powie wam co i jak. Dobrej nocy.
            - Dziękujemy, Madame Maxime - odpowiedzieli jej chórem.
<><><> 
            Tej nocy Neville ze stresu nie mógł spać. Miał nadzieję, że jutro wszystko pójdzie dobrze. Pierwszy raz zwrócił porządną uwagę na swój wygląd. Najpierw udał się pod prysznic. Umył także włosy. Wyszorował paznokcie i zęby. Uczesał się. Postanowił, że następnego dnia ubierze się w wyjściowe szaty i właśnie je przygotowywał, kiedy w okno dormitorium zapukała sowa. Wpuścił zwierzę do środka i odebrał liścik, a ptak od razu odleciał, najwidoczniej nie oczekując odpowiedzi. Rozwinął maleńki pergamin i przeczytał:
           
            Neville,
            Bardzo mi przykro, ale niestety muszę odwołać nasze jutrzejsze spotkanie. Harry mnie potrzebuje. Wierzę, że nadrobimy to następnym razem.
                                                                                                                      Luna
           
            - No tak, to było zbyt piękne, by było prawdziwe - westchnął Longbottom. - Jak zwykle wszystko kręci się wokół Harry’ego.
<><><> 
            Hermiona i Draco zostali już sami i powoli rozpakowywali swoje rzeczy. Od kiedy wyszła Elena nie zamienili ze sobą ani słowa, choć dziewczyna rzucała koledze zaciekawione spojrzenia. W końcu ślizgon nie wytrzymał.
            - Czego chcesz, Granger?
            - Co? Nic, zupełnie nic.
            - Wypalasz mi dziurę w plecach, więc po prostu powiedz, o co ci chodzi?!
            - Domyśl się - warknęła.
            - Elena, oczywiście, że chodzi ci o nią. Tylko o co dokładnie?
            - Co was łączy?
            - Elle jest moją kuzynką - powiedział. Po chwili westchnął i kontynuował. - Jej matką jest siostra mojego ojca. Wypalona z drzewa genealogicznego za małżeństwo z czarodziejem mugolskiego pochodzenia. Ojciec nie pochwala utrzymywania z nimi kontaktów, ale matka ich lubi. Z resztą - uśmiechnął się niepewnie - jak nie lubić Eleny?
            - Więc nawet Malfoyowie mają czarne owce w rodzinie...
            - Możliwe. Ale jak dla mnie Elle mogłaby być trytonem, a i tak bym ją lubił.
            - Wow, to takie nie malfoyowate z twojej strony.
            - Ja, w przeciwieństwie do mojego ojca jestem zdania, że rodziny się nie wybiera. On woli wykluczyć wszelkie niepasujące ogniwa.
            - Trzeba przyznać, że czasem masz jakieś przebłyski rozsądku...
            - Nie wkurzaj mnie Granger, bo to się odbije tylko i wyłącznie na tobie.
            - Oooo, a co się stało z byciem miłym?
            - Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.
            Hermiona rozdziawiła szeroko buzię, gapiąc się na blondyna.
            - Przy czym oczywiście to ja jestem bogiem, Granger.
            - Od kiedy używasz mugolskich przysłów?!
            - Od kiedy uczęszczam na mugoloznawstwo. Niektóre są bardzo trafne, bywają też zabawne.
            - Muszę się położyć. To za dużo na jeden dzień.
            - Paskudnych snów, Granger.
            - Wzajemnie, Malfoy.
<><><> 
            Elena leżała w łóżku i wpatrywała się z uśmiechem w baldachim. Żałowała, że Madame Maxime kazała jej tak szybko wrócić do siebie. Teraz i tak nie mogła zasnąć. Bardzo się cieszyła, że mogła zobaczyć Draco i jego uroczą towarzyszkę. Blondyn mógł gadać co chciał, ale widziała wyraźnie, że stara się zaimponować brunetce. Ciekawiło ją bardzo, co tak wyjątkowego jest w tej dziewczynie, że sam Malfoy ma taką obsesję na jej punkcie. Wiedziała, że prędzej, czy później wyciśnie z kuzyna, o co właściwie chodzi. W końcu, jak można się oprzeć jej darowi przekonywania? Każdego umiała sobie okręcić wokół palca, a on nie był wyjątkiem. Dziewczyna przekręciła się na bok i zamknęła oczy. Musi się wyspać, skoro ma tak ważną misję do wykonania.
<><><> 
            Sobota była ciepła i słoneczna, co świetnie współgrało z wyjściem do Hogsmeade. Ginny była szczęśliwa, że w końcu mogła porzucić ciepłe kurtki i zacząć nosić lekkie sukienki i balerinki. Wreszcie mogła być bardziej sobą. Poza tym ten dzień miał być wyjątkowy, więc wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik. Dziś pierwszy raz wyjdzie z Blaisem. No, przynajmniej pierwszy raz jawnie. Nie mogła zrozumieć, co się zmieniło, że nie muszą już ukrywać ich związku, ale skoro on tego chciał, to była gotowa na to przystać. Przecież nic złego się nie stanie. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze i ruszyła na dół, gdzie czekał na nią czarnoskóry chłopak. Na jej widok uśmiechnął się szeroko i przytulił mocno, nie zważając na towarzyszących im gapiów.
            - Cześć, lisiczko - szepnął, przy okazji muskając ustami płatek jej ucha, na co dziewczyna oblała się rumieńcem.
            - Blaise, wszyscy patrzą - mruknęła.
            - I niech patrzą - powiedział wesoło, po czym odwrócił się do obserwatorów i głośno oraz wyraźnie poinformował ich. - Tak, kochani, jesteśmy parą. Idźcie i przekażcie wiadomość innym.
            - Blaise! - pisnęła Ginny.
            - No nic mała, czas na nas. Zrobiłem rezerwację.
            Ginny spojrzała na niego i uspokoiła się. Wyglądał na tak szczęśliwego, że nie miała najmniejszych wątpliwości, że to wszystko jest szczere. Chwyciła jego dłoń, pocałowała go w policzek i wyszli, zostawiając za sobą chichoczące dziewczyny.

<><><> 
            Pansy siedziała w bibliotece skupiona maksymalnie na wymyśleniu planu. Wpatrywała się tępo w pergamin, na którym na razie widniały tylko dwa słowa: OPANOWAĆ HOGWART. Ślizgonka doskonale wiedziała, co chce osiągnąć, nie wiedziała tylko, jak... Wiedziała jedno - potrzebni jej pomocnicy. Zerwała się, przewracając krzesło, czym naraziła się na wściekłe spojrzenie pani Pince.
            - Och, odwal się, głupia bibliotekaro - mruknęła pod nosem i wybiegła z biblioteki.
            Pędziła korytarzami, rozglądając się uważnie na boki, aż dotarła do grupy dziewczyn ze swojego domu. Wypatrzyła wśród nich wysoką brunetkę o grubym warkoczu i wrzasnęła:
            - Bulstrode, do mnie!
            Brunetka posłusznie do niej podeszła i niepewnie spytała:
            - Tak, Pansy?
            - Jesteś mi potrzebna.
            - Jasne? Co mogę zrobić?
            Pansy spojrzała na nią zdezorientowana i posmutniała.
            - Na razie jeszcze nie wiem - mruknęła. - Czekaj na moje rozkazy.
            - Okej, będę w gotowości - powiedziała zdziwiona Milicenta, odchodząc w stronę reszty koleżanek.
            Pansy ruszyła na dalsze poszukiwania. Przebiegła przez całą szkołę, przeszukała wszystkie klasy i pokoje w Slytherinie, lecz nigdzie nie było chłopaka, którego szukała. Zrezygnowana wyszła na błonia, by zobaczyć, że nad boiskiem Quidditcha pędzi rozmazana, zielono-srebrna plama. Ruszyła w tamtą stronę. Po chwili siedziała już na trybunie swojego domu i czekała, aż kolega ją zauważy. Nie musiała czekać długo, a chłopak podleciał do niej na miotle.
            - Co tu robisz, Pansy?
            - Theo, wszędzie cię szukam...
            - Tak? - chłopak zrobił zdziwioną minę.
            - No tak. Musisz mi pomóc. Ostatnio dzieje się coś złego. Straciłam autorytet i muszę go za wszelką cenę odzyskać. Ludzie powinni pamiętać, kto rządzi tą szkołą.
            - I sądzisz, że to twoja rola? Myślę, że Malfoy by się z tobą nie zgodził.
            - Jakbyś nie zauważył, Malfoya tu nie ma. A ja nie mogę pozwolić, żeby traktowali mnie jak jakieś popychadło... Pomożesz, czy nie?
            - Czy kiedyś ci odmówiłem?
            - Jesteś kochany, Theo. Wymyśl jakiś plan, okej? - uśmiechnęła się w jego kierunku i ruszyła do zamku.
            Chłopak usiadł na trybunach i wpatrzył się w jej oddalającą się sylwetkę. Od kiedy odeszła wyraźnie posmutniał.
            - Oj, Pansy... Kiedy ty w końcu zauważysz? - westchnął, po czym poderwał się do lotu.
<><><> 
            Hermiona stała pod ciepłym strumieniem wody i próbowała się uspokoić przed pierwszym dniem w innej szkole. Jednak wrzask dobiegający spod drzwi skutecznie jej to uniemożliwiał.
            - Granger, do jasnej cholery! Nie jesteś sama! Za dziesięć minut przyjdzie tu Elena, żeby zaprowadzić nas na śniadanie! Ja też chcę wziąć prysznic!
            - Nie gorączkuj się tak, Malfoy - odkrzyknęła mu, ale zaczęła wychodzić.
            Kiedy otworzyła drzwi blondyn praktycznie wbiegł do łazienki, po drodze zahaczając ją barkiem.
            - Nie, no, już bez przesady - mruknęła gryfonka.
            Wysuszyła włosy za pomocą zaklęcia i ubrała sukienkę. Kiedy była już gotowa usłyszała głośne pukanie do drzwi. Pobiegła je otworzyć, a w nich oczywiście stała Elena.
            - To jak? Gotowi?
            - Yyy... Malfoy jeszcze jest pod prysznicem.
            - Draco, pospiesz się! - wrzasnęła. - Jak ci się spało, Hermiono?
            - W porządku...
            - Ciekawi mnie coś, ale nie wiem, czy mogę zapytać... - westchnęła Elle.
            - Och, pytaj, postaram się odpowiedzieć - uśmiechnęła się.
            - Dlaczego mówicie do siebie po nazwisku?
            - Oj...  Jakby to powiedzieć... Nie za bardzo się lubimy. Pochodzę z mugolskiej rodziny.
            - Czyli to wina Draco.
            - Co znowu jest moją winą? - mruknął blondyn wchodząc do pokoju w samym szlafroku. Wycierał włosy, a po jego odkrytej klacie spływały strumyczki wody. Hermiona patrzyła na to szeroko otwartymi oczami, lecz gdy tylko zrozumiała co robi odwróciła się szybko w stronę Eleny, z wyjątkowo naburmuszoną miną.
            - Draco, śniadanie się już zaczęło...
            - Dobra, już idę. To wszystko przez Granger, bo zajęła łazienkę.
            - Nie ważne czyja wina, ważne, że się spóźniamy. Ruchy!
            Malfoy ubrał się w mgnieniu oka i z jeszcze mokrymi włosami ruszył za dziewczynami. Hermiona odwróciła się w jego stronę i spojrzała w kierunku jego głowy.
            - Wiesz, że na to jest zaklęcie?
            - Wiem - warknął. - A wiesz, że ono niszczy włosy?
            - Nie wydaje mi się.
            - Przekonasz się, gdy zostaniesz łysa.
            - Przestańcie - uciszyła ich. - Wchodzimy do Sali Jadalnej. Zachowujcie się.
            Dziewczyna otworzyła wielkie drzwi i wkroczyła pewnym krokiem do środka.
            - Coi! - krzyknęła, a wszyscy uczniowie uciszyli się i spojrzeli w ich kierunku. - Słuchajcie wszyscy, to są Hermiona Granger i Draco Malfoy, nasi goście z Hogwartu. Będą u nas przez miesiąc i oczekuję, że będziecie umieli dobrze się zachować w stosunku do nich. Dziś impreza powitalna w dormitorium gościnnym. Wszyscy chętni będą mile widziani. Dziękuję za uwagę, smacznego.
            Draco spojrzał na kuzynkę zszokowany.
            - Jesteś tu jakimś przywódcą? I gdzie w ogóle są nauczyciele?
            - Jestem przewodniczącą szkoły. Nauczyciele jadają osobno. A teraz zapraszam was do mojego własnego stołu, chyba, że wolicie siedzieć gdzieś indziej?
            Spojrzała na ich zdziwione miny i uśmiechnęła się.
            - Nie? No to do jedzenia.
<><><> 
            Gabrielle od wczoraj myślała tylko o jednym. Kiedy zobaczyła ich na peronie i pogodziła się z myślą, że to nie Harry Potter został przysłany do nich na wymianę nie potrafiła się skupić na niczym innym. Draco Malfoy był idealną partią. Kto wie, czy nie lepszą od samego Złotego Chłopca. Mogłaby owinąć go sobie wokół palca, gdyby nie ta wstrętna Violet. Jak zwykle musiała skupić całą uwagę wokół siebie, a to ona - Gabrielle Delacour powinna być w tej szkole najważniejsza. Jako najmłodsza z rodziny nie miała jeszcze szansy niczym się wyróżnić. Nigdy nie była najlepszą uczennicą, nie miała też żadnych wybitnych talentów. Była nikim, bo nawet na przewodniczącą szkoły jej nie wybrali. Fleur była od niej lepsza w każdej kategorii. I tak mogłoby pozostać już na zawsze, gdyby nie fakt, że Gabrielle właśnie postanowiła wyjść za czarodzieja o lepszej pozycji niż William Weasley. Dokładnie tak. Ona wybije się ponad to. Wystarczy tylko poderwać blondyna, a to zadanie bardziej niż proste. Spojrzała na chłopaka siedzącego przy stoliku Eleny i uśmiechnęła się pod nosem. Poprawiła włosy i postanowiła zacząć działanie. Podeszła do gości i wymusiła wesoły uśmiech.
            - Cześć.
            - Hej, Gabrielle - westchnęła przewodnicząca. - Chcesz czegoś?
            - Przywitać się z gośćmi, jeśli można.
            Elena machnęła ręką, dając znać, że wszystko jej jedno. Głęboko w sobie blondynka właśnie obrzucała ją klątwami, ale na zewnątrz jedynie uśmiechnęła się  szerzej. Zwróciła się do Hermiony.
            - Nie jestem pewni, czi mi pamięta, ale my miały już okazi się poznać.
            - Oczywiście, że tak, Gabrielle. Twoja siostra spotyka się z Billem.
            - Dokładni - westchnęła. Odwróciła się w kierunku blondyna. - Mi z kolei chiba nie mieliśmi okazji poznać. Nazywam Gabrielle Delacour - wyciągnęła dłoń w stronę szlachcica, a ten po chwili wahania postanowił tę dłoń uścisnąć.
            - Draco Malfoy. Twoja siostra startowała w Turnieju Trójmagicznym, prawda?
            - Tak.
            - Raczej nie poszło jej zbyt dobrze - zaśmiał się szyderczo, a Hermiona kopnęła go pod stołem.
            Obrócił się oburzony w jej stronę i gromiąc ją wzrokiem odczytał z ruchu jej warg dwa słowa - „Zachowuj się”. Wściekły odwrócił się w stronę Gabrielle i powiedział chłodno.
            - Przepraszam najmocniej za moje zachowanie. Nie powinienem być tak nieprecyzyjny. Chyba poszło jej najgorzej?
            Ćwierć-wila przez chwilę stała oniemiała, po czym prychnęła i z całej siły przyłożyła mu z otwartej dłoni. Następnie odwróciła się na pięcie i wybiegła z sali. Draco oniemiały wrócił do śniadania.
            - Należało ci się - mruknęły jego towarzyszki w tym samym momencie i zaczęły się śmiać.
            - Zajebiście - warknął Ślizgon. - Nie mamy czasem jakichś lekcji?!
            - Ach, tak, prawie bym zapomniała! - pisnęła Elena przeszukując swoją torbę. - Oto wasze plany lekcji. Nie wszystkie zajęcia macie razem ze mną, ale dzisiaj będę was odprowadzać do sal, żebyście się nie zgubili.
            - Granger, pokaż swój plan. Masz to samo co ja?
            Brązowowłosa nachyliła się nad siedzącym nadal Malfoyem i zaczęła porównywać.
            - Wszystko mamy razem - westchnęła niepocieszona.
            - Tak i będziecie siedzieć razem. Madame Maxime uznała, że tak będzie najlepiej.
            - Podwójnie zajebiście - mruknął chłopak.
            - Wyobraź sobie, że też nie mogę się doczekać - sarknęła dziewczyna.
            - Dajcie spokój, nie będzie tak źle - wtrąciła Elle wesoło, za co oboje zgromili ją wzrokiem.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział II - Podróż w nieznane


           Pociąg mozolnie toczył się po szynach. Jej wzrok utkwiony był w widokach przesuwających się za oknem ich przedziału. Zdążyła już przestudiować cały plan podróży zapamiętując wszystko, by później nie panikować w ostatnim momencie. Oczywiście Dumbledore zapomniał powiedzieć im o najważniejszym - w Londynie mają przesiadkę i dopiero tym drugim pociągiem dojadą do Francji. Wiedziała, że powinna powiedzieć o tym Malfoyowi, ale jakoś nie mogła się przemóc, by się do niego odezwać. Nie jako pierwsza. Westchnęła ciężko przeklinając w myślach dyrektora, za to, że nie pozwolił jej wywieźć książek z biblioteki za granicę.
<><><> 
            Stanął przy chimerach strzegących wejścia do gabinetu dyrektora i odetchnął głęboko. Wiedział, że to będzie najcięższa rozmowa jego życia, ale podjął decyzję. Zbyt długo nad tym myślał, by teraz zrezygnować. Po wczorajszej rozmowie ze swoim najlepszym przyjacielem zrozumiał, że on też postąpił by tak samo, gdyby tylko mógł. Wiedział, że ma nad blondynem tą przewagę, że jemu pozostawiono wybór. Jasne - matka chciała, by razem z nią służył Czarnemu Panu, ale nie zamierzała go do niczego zmuszać. Mimo wszystko była dobrą matką. Wiedział, że Draco także kocha Narcyzę, jednak ona była inna od Rosaliny Zabini. Od kiedy umarł jego ojciec byli sami, ale świetnie sobie radzili. Żyli w dostatku, a on mógł robić, co mu się żywnie podoba. U Malfoyów było inaczej. Wszyscy musieli podporządkowywać się woli Lucjusza. Kiedyś to było całkiem proste. Draco robił wszystko by zadowolić ojca i był przeszczęśliwy, gdy udało mu się to zrobić, ale wszystko się zmieniło, kiedy zaczął dorastać. Zaczął dostrzegać fakty, które nie pasowały do tego, co wpajali mu rodzice. Zrozumiał, jak głupia i krzywdząca jest wiara w wyższość czystej krwi. Ale nie mógł nic zrobić, a przynajmniej tak mu się wydawało. Blaise nie chciał takiego życia. Nie chciał robić paskudnych rzeczy w imię czegoś, w co nie wierzy. I miał nadzieję, że uda mu się uchronić od tego Dracona.
            - Dyrektorze, tu Blaise Zabini, chciałbym porozmawiać.
            Chimery, kłaniając się, rozstąpiły się na boki robiąc mu przejście. Stanął przed drzwiami i zapukał delikatnie, od razu chwytając za klamkę i wchodząc do pomieszczenia.
            - Witam, panie Zabini, co pana do mnie sprowadza?
            - Chciałem porozmawiać.
            Dumbledore uniósł brew.
            - O Zakonie Feniksa - dodał Blaise.
            - Nie wiem co pan słyszał, ale muszę zaręczyć, że nie mam z tym stowarzyszeniem nic wspólnego.
            - Proszę sobie darować, dyrektorze. Bywałem na spotkaniach Śmierciożerców, wiem wystarczająco. Chcę zostać członkiem. Chcę walczyć przeciw Czarnemu Panu.
            - Panie Zabini, to bardzo szczytny cel, ale nie jestem pewny, czy mogę panu pomóc.
            - Wiem, co pan o mnie myśli. O mnie i o Draco. Rodzice wychowali nas tak, a nie inaczej, to prawda. Ale czy nie sądzi pan, że teraz możemy już podejmować decyzje samodzielnie?
            - Tu nie liczy się to, co ja sądzę, lecz to, co sądzą wasi rodzice.
            - Matka zaakceptuje każdą decyzję, jaką podejmę. Od wakacji nie będę już mieszkał w domu rodzinnym, mogę sam wybierać, w co chcę wierzyć. A wierzę, że mugole obdarzeni magią są wielkim darem dla naszego świata. Wystarczy spojrzeć na Hermionę Granger - nie ma w szkole ucznia mądrzejszego od niej. Nie uważam nikogo za zdrajców krwi, tylko dlatego, że chronią przyjaciół z mugolskich rodzin, bo ja też zrobiłbym wszystko, by moi bliscy byli bezpieczni. Proszę, Dumbledore. Pozwól mi.
            - Blaise, czy jesteś pewien, że tego chcesz? Jako, że pochodzisz z rodziny Śmierciożerców będziesz narażony na większe ryzyko, niż reszta z nas. Będziesz też musiał złożyć Wieczystą Przysięgę.
            - Zgadzam się na wszystko.
            - W takim razie poczekaj, potrzebny nam świadek - mruknął dyrektor, wchodząc do kominka.
            Blaise czekał spokojnie, usatysfakcjonowany przebiegiem rozmowy. Myślał, że dłużej będzie musiał się męczyć, zanim starzec przystanie na jego ofertę. Dyrektor mógł mu nie wierzyć, ale on na prawdę tego chciał. Po krótkiej chwili dyrektor wrócił, a zaraz za nim do gabinetu wszedł Snape.
            - Zabini... Co za problemy znowu pan powoduje? - burknął opiekun domu węża.
            - Blaise zdecydował się wstąpić do Zakonu - wyjaśnił Albus krótko.
            Severus otworzył oczy szerzej. Tak samo uczynił Blaise.
            - Panie dyrektorze, nie sądzę, żeby to był dobry pomysł! Profesor Snape jest Śmierciożercą! Widziałem go tam!
            - Spokojnie Blaise, on jest jednym z nas. Jest moim najbardziej zaufanym człowiekiem.
            - Panie Zabini, Wykrzykiwaniem, że jestem Śmierciożercą na pewno nie uzyska pan mojej przychylności, więc radzę uważać.
            - Daj spokój, Severusie. Chłopak jest wystarczająco zestresowany. Zaczynajmy.
            - Blaise, jesteś pewny?
            Ślizgon skinął głową.
            - W takim razie podaj prawą rękę dyrektorowi.
            Ich dłonie się złączyły i Severus zaczął:
            - Blaise, czy przysięgasz być wierny Zakonowi Feniksa i Albusowi Dumbledorowi w każdej sytuacji i nie zdradzać tajemnic, które zostaną ci powierzone?
            - Przysięgam.
            - Czy będziesz chronił innych członków stowarzyszenia nawet kosztem własnego życia, jeśli sytuacja będzie tego wymagać?
            - Będę.
            - Świetnie - uśmiechnął się Albus. - To tyle, panie Zabini. Severus poinformuje pana, gdy będzie zbliżało się spotkanie inauguracyjne. Może pan już iść.
            - Dowidzenia - murzyn uśmiechnął się wychodząc.
            Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły odezwał się nauczyciel Eliksirów:
            - Mam nadzieję, że nie będziemy musieli tego żałować...
            - Nie będziemy.
<><><> 
            Draco przyglądał się jej od kiedy wsiedli do pociągu. Na początku zachowywała się normalnie, ale teraz, kiedy minęła już przynajmniej godzina zaczęła się wiercić. Widać było, że jest coraz bardziej znużona. Nie rozumiał dlaczego po prostu nie wyjmie jakiejś książki i na zacznie czytać, jak to zwykle robi. Myślał nad tym dłuższą chwilę zanim w końcu postanowił się odezwać.
            - Czemu nie siedzisz zatopiona w jakiejś grubej księdze, jak zwykle, tylko wzdychasz raz po raz wyraźnie znudzona?
            Dziewczyna spojrzała na niego niepewnie, po czym odezwała się z niesmakiem.
            - To przez Dumbledora. Zabronił mi zabrać książki z biblioteki, a wszystkie własne już przeczytałam...
            - W takim razie może w coś zagramy? Bo inaczej oboje umrzemy z nudów, zanim podróż się skończy...
            - Chcesz ze mną grać?
            - A widzisz tu kogoś innego, z kim mógłbym grać? Może w pokera? - powiedział wyciągając talię z kieszeni.
            - Od kiedy czarodzieje grają w karty? - zdziwiła się dziewczyna.
            - Właściwie to nie grają. To tylko taka mała słabość moja i Blaise’a. W czasie wolnym często chadzamy do kasyna w Londynie, żeby się trochę rozerwać.
            - Do mugolskiego kasyna?
            - Czarodzieje nie mają kasyn, więc musimy się zadowolić tymi mugolskimi. Tak bardzo cię to dziwi?
            - Nie wiedziałam, że zbliżasz się do miejsc, które są tak bardzo skażone przez zwykłych ludzi...
            - Jest wiele rzeczy, których nie wiesz.
            Hermiona spojrzała na niego z wściekłością i prychnęła, odwracając się z powrotem w stronę okna. Draco przewrócił oczami, patrząc na te próby ignorowania go.
            - Merlinie, nie miałem na myśli nic złego! Chciałem tylko zagrać w pokera.
            - Gra w pokera w dwie osoby nie ma zbytniego sensu, nie sądzisz? - warknęła.
            - To co w takim razie proponujesz?
            - Dziesięć pytań. Szczere odpowiedzi.
            - Mam jeden warunek.
            - Słucham - zaciekawiła się dziewczyna.
            - Te informacje nie wychodzą poza ten przedział. Nigdy.
            - Mi pasuje. Zaczynaj.
            Draco uśmiechnął się złośliwie, sprawiając, że Hermiona od razu zaczęła żałować swojej decyzji.
<><><> 
            Harry razem z Ronem siedzieli w bibliotece pochyleni nad podręcznikami. Harry zawzięcie mazał piórem po pergaminie wypisując sobie najważniejsze rzeczy, które mogłyby się przydać do pisania wypracowania na Zielarstwo, a Ron z nieprzytomną miną błądził po wyrazach podręcznika do Eliksirów. Nagle uderzył głową w ławkę, powodując, że Harry zrobił kleksa i spojrzał na niego z wyrzutem.
            - No co? - warknął Ron. - Mam tego dość. Że też Dumbledore musiał wysłać Hermionę na tę wymianę akurat teraz!
            - No wiem...
            - Widziałeś plan nauki, który dla nas zrobiła? Na dziś mamy zapisane sześć godzin nauki! Nigdy nie spędziłem tyle czasu na nauce!
            - Dokładnie! Zaczynam teraz doceniać, jak wielkim skarbem jest Miona. Pomyśl, że ona zawsze robi wszystko potrójnie! Zawsze pisze po trzy wypracowania, a my nie dajemy sobie rady, żeby stworzyć chociaż jedno...
            - Nie każdy może być taki mądry jak ona... My nie jesteśmy, dlatego jej potrzebujemy, a teraz jej nie ma, a egzaminy coraz bliżej...
            - Trzeba było jej słuchać, kiedy kazała nam się zacząć uczyć, a tak zmarnowaliśmy cały miesiąc...
            - Na przyszłość zakoduję w pamięci: Hermiona ma zawsze rację - mruknął ponownie uderzając głową w blat.
<><><> 
            Hermiona spojrzała na niego ze strachem, a on jedynie uśmiechnął się szerzej.
            - Sypiasz z Potterem, Łasicem, czy oboma?
            Hermiona otworzyła szerzej oczy i warknęła:
            - Nie zamierzam odpowiadać na takie pytania!
            - Więc szkoda, że musisz, takie zasady - wzruszył ramionami od niechcenia.
            Jej życie seksualnie w żadnym stopniu go nie interesowało, ale wiedział, że takim pytaniem wyprowadzi ją z równowagi. Udało się.
            - Nie sypiam z żadnym z nich. Moja kolej. Hmm... Jak długo jesteście parą razem z Pansy Parkinson? - odcięła się.
            - Dobrze wiesz, że nie jesteśmy parą! Każdy o zdrowych zmysłach o tym wie!
            - Czyli wszyscy, poza samą Pansy - roześmiała się. - Warto było zmarnować pytanie na taką głupotę, żeby zobaczyć twoją minę.
            - Wzajemnie - mruknął cicho. Zaczął już zastanawiać się nad następnym pytaniem. Tym razem chciał wybrać rozważnie. Odezwał się dopiero po dłuższej chwili. - Jak... Jakie to było uczucie, kiedy zobaczyłaś bazyliszka i dlaczego nie zginęłaś, tylko zostałaś spetryfikowana?
            - To było chyba najgorsze, co w życiu przeżyłam - przeszły ją ciarki. - Siedziałam w bibliotece i właśnie odkryłam, co jest przyczyną tych ataków. Chciałam powiedzieć Harry’emu i McGonagall, więc wyjęłam lusterko i za jego pomocą sprawdzałam, czy droga jest wolna, ale nie była... Te wielkie żółte oczy to było coś okropnego. Nie mogę zrozumieć, jak Slytherin mógł wprowadzić taką bestię do szkoły!
            Draco obserwował jej bladą twarz i czekał, aż jej oddech wróci do normy.’
            - Twoja kolej.
            - Czy masz Mroczny Znak?
            - Siedzę przed tobą w koszulce z krótkim rękawkiem. Nie mogłaś po prostu zerknąć? - zamachał jej lewą ręką przed nosem. - Nie jestem śmierciożercą.
            - Jeszcze nie... - wyszeptała gryfonka. - Teraz ty.
            - Dlaczego uśmiechałaś się, kiedy zobaczyłaś Weasleyównę z Blaisem?
            - Nie mam nic do Zabiniego, a jeżeli Ginny uważa, że jest godny zaufania i chce się z nim zadawać, czy nawet być, to szanuję jej decyzję. Wyglądała na szczęśliwą, a to mi wystarcza.
            - Rozumiem. Na swój pokręcony sposób nawet do siebie pasują. Pytaj.
            - Blaise Zabini.
            - To nie jest pytanie - spojrzał na nią zdezorientowany.
            - Chodzi mi o to, czy on znaczy dla ciebie coś więcej, niż inni. Crabbe i Goyle są tylko bezmyślnymi gorylami, którzy zrobią, co tylko im każesz. Ale z Blaisem jest inaczej, prawda? Nie wykorzystujesz go, zależy ci na jego opinii.
            - Blaise jest moim najlepszym przyjacielem. Wskoczyłbym za nim w ogień. Gdybym musiał ratować tą jego głupią murzyńską dupę, to bym to zrobił. Jest jedyną osobą, na której mi zależy. I wiem, że on ma o mnie podobne zdanie.
            - Kurczę, to jednak masz jakieś uczucia!
            - Nie zagalopuj się, Granger - warknął. - Moja kolej. Dlaczego się tyle uczysz? Zawsze i wszędzie musisz być najmądrzejsza.
            - Lubię się uczyć. Lubię wiedzieć dużo, chociaż jest wiele rzeczy, o których nie mam pojęcia. Wychowywałam się w świecie mugoli, więc czarodziejskie bajki i tradycje są dla mnie praktycznie obce. Poza tym lubię być lepsza od ciebie.
            - Całkiem zabawne - roześmiał się. - To nawet trochę smutne, że musisz się tak starać, żeby mnie w czymś przewyższać, a mnie wystarczy tylko pochodzenie, żeby czuć się lepszym - skończył dumnie.
            - Naprawdę wierzysz w te bzdury o czystości krwi?
            - To pytanie w ramach gry? - speszył się
            - Tak - powiedziała szybko, widząc jego reakcję. - Musisz odpowiedzieć.
            - Wiem! - burknął.
            - Więc?
            - Nie tak do końca. Kiedyś wierzyłem.
            - Co się zmieniło?
            - Teraz ja pytam - przerwał jej i oboje na chwilę zamilkli.
<><><> 
            Brunet poruszył się niespokojnie patrząc na swoją towarzyszkę. Od kilku godzin siedzieli pod drzewem na błoniach ucząc się do egzaminów. Każde z nich miało do opanowania inny materiał, ale uczyli się razem. Przez większość czasu siedzieli w niemal całkowitym milczeniu, co nie przeszkadzało żadnemu z nich. Chłopak postanowił jednak pokonać swoją nieśmiałość i przerwać milczenie.
            - Luna?
            - Tak? - blondynka uśmiechnęła się do niego zachęcająco.
            - Tak sobie myślałem... W sobotę jest wyjście do Hogsmeade i może chciałabyś pójść tam ze mną?
            - Jasne, mogę iść.
            - Tylko... Luna, ja mam na myśli randkę - zarumienił się.
            - Wiem, Neville. Ja też - powiedziała, wracając do notatek.
            Chłopak uśmiechnął się szeroko i w myślach podziękował Hermionie. To ona powiedziała mu, że ma u blondynki szanse, dlatego postanowił zrobić krok. Szkoda, że jego przyjaciółki nie było, żeby mogła to zobaczyć...
<><><> 
            Minerwa siedziała w gabinecie sprawdzając prace uczniów, kiedy bez pukania wparował tam nauczyciel Eliksirów. Zgromiła go wzrokiem i kontynuowała swoje zajęcie, nie zamierzając czekać bezczynnie aż Severus w końcu wydusi z czym przyszedł.
            - Blaise Zabini wstąpił do Zakonu.
            - Twój mały, czarnoskóry wężyk? Albus mu na to pozwolił?
            - Nie chciał, ale Zabini nalegał.
            - Mam nadzieję, że nie sprawi nam żadnych problemów... Jak sądzisz, Sev?
            - Nie mów tak do mnie - warknął. - Nie jestem pewien. Złożył Wieczystą Przysięgę, więc teoretycznie nic nam nie grozi. Nigdy nie ciągnęło go do Czarnego Pana, ale czy jest dobrym materiałem na feniksa to nie wiem.
            - No cóż, przekonamy się - westchnęła. - Rozmawiałeś już z Mirandą?
            - Niby dlaczego miałbym z nią rozmawiać? - zaperzył się czarnowłosy profesor.
            - Szukała cię, miała jakieś wątpliwości odnośnie jednego z tematów.
            - Że też dostała tę pracę, skoro nawet nie wie, jak ją porządnie wykonywać! Zrobiłbym to sto razy lepiej.
            - Nie bądź dla niej taki ostry, stara się jak może. Nie zdobędzie twojej wiedzy i doświadczenia z dnia na dzień...
            - No właśnie - warknął. - Będę w swoim gabinecie, gdyby ktoś mnie znowu szukał.
<><><> 
            Pansy czekała w Pokoju Wspólnym od kiedy skończyło się śniadanie i usłyszała te okropne plotki. Czekała na pewnego konkretnego blondyna, lecz ten uparcie się nie pojawiał. W końcu, po dłuższej chwili do pomieszczenia wszedł zadowolony z siebie, czarnoskóry kolega.
            - Blaise, zaczekaj! - pisnęła, gdy skierował się w stronę swojej sypialni.
            - Słucham cię, Pansy - westchnął znudzony.
            - Blaise, czy to prawda? To co mówią?
            - Czyli co? - westchnął ponownie.
            - Że Draco wyjechał?
            - Tak, Draco wyjechał. Co jeszcze?
            - Kiedy wróci? - pisnęła żałośnie.
            - Za miesiąc. Na wakacje.
            - Czy to prawda, że wyjechał z tą brudną szlamą?
            - Masz na myśli Granger?
            - A ile znasz takich podłych kreatur?
            - Najpodlejszą kreaturą jaką znam jesteś ty sama, to powinno powiedzieć ci wiele. Narka, Parkinson!
            Pansy stała oniemiała. Zabini był zawsze miły, niezależnie od sytuacji i osoby, z którą rozmawiał. Więc co takiego mogło się stać, że to się zmieniło? Czy to Draco miał na niego taki wpływ, a teraz kiedy wyjechał charakter Blaise’a się zmienił? Wcale jej się to nie podobało. Nie dość, że jej Dracuś najpewniej zabawia się tą szlamowatą zdzirą, to Blaise po niej jeździ. O nie, na to nie pozwoli. Wszyscy się przekonają, kogo ta szkoła tak na prawdę powinna się obawiać.
<><><> 
            - Dlaczego zaprzyjaźniłaś się z Potterem i Weasleyem? Nie są zbyt mądrym towarzystwem...
            - Możliwe - warknęła. - Ale od kiedy w Halloween na pierwszym roku uratowali mnie przed trollem jakoś tak wyszło. Po prostu zaczęliśmy się trzymać razem. Nie jestem nawet pewna, czy to co nas łączy można nazwać przyjaźnią. Przyjaźnię się z Ginny. To jej mogę powiedzieć wszystko nie bojąc się, że będzie mnie za to oceniać.
            - A to ciekawe... No nic, twoja kolej.
            - Jak zwykle spędzasz wakacje?
            - Serio? Pytasz mnie o takie głupoty?
            - Jak najbardziej - uśmiechnęła się wesoło.
            - Zwykle staramy się z Blaisem wyjechać gdzieś w góry, zaszyć się z daleka od ludzi i spędzić trochę czasu z dala od tego wszystkiego. Tyle, że nie możemy przez całe wakacje unikać pobytu w domu. Kiedy jesteśmy w Anglii to głównie imprezujemy, chodzimy grać w pokera, podrywamy mugolaczki w klubach. Trzeba mieć jakieś sposoby na odreagowanie...
            - Mugolaczki? I co z nimi później robicie?
            Draco uniósł kącik ust, a ona natychmiast rzuciłą:
            - Albo nie, jednak nie chcę wiedzieć. Zadaj pytanie.
            - Ulubiony przedmiot szkolny?
            - Transmutacja, Obrona przed Czarną Magią i Eliksiry.
            - Pytałem o ulubiony.
            - Nie umiem wybrać - westchnęła płaczliwym tonem.
            Draco roześmiał się.
            - No tak, to w twoim stylu.
            - Dlaczego grasz w Quiditcha?
            - Mówisz poważnie? To jest najlepsze, co się w tej szkole dzieje! Potrafi mnie odstresować, poza tym kto nie lubi szybować w powietrzu, czuć wiatru we włosach?
            - Tak właściwie, to ja.
            - Powiedz, że żartujesz!
            - Nie, nie żartuję. Nienawidzę latania, tej cholernej wysokości i pędu. Poza tym to jest absolutnie niebezpieczne!
            - Nie, jeśli umie się latać. Ja umiem.
            - Ten sport jest brutalny! W sumie to pewnie dlatego go lubisz...
            - Dobra, nie ważne. Twoje hobby? - parsknął.
            - Może cię to zdziwić, ale wcale nie czytanie, chociaż oczywiście to uwielbiam.
            - W takim razie co?
            - Szkicowanie.
            - Rysowanie?
            - No tak, ołówkiem.
            - Ciekawe. Pokażesz mi jakiś rysunek?
            - Nie! I żadne pytanie nie będzie w stanie tego zmienić.
            - Okej, trudno.
            - Hmm... Jaka jest twoim zdaniem najbardziej interesująca osoba w szkole?
            - Cholera, muszę?!
            - Takie zasady. Mów.
            - Ty... - mruknął cicho.
            - Ja? Nie rozumiem... - wpatrywała się w niego pytającym wzrokiem.
            - I nie zrozumiesz. A kto twoim?
            - Snape.
            - Hahahhaha, poważnie?! Wójcio Sevcio jest prosty jak drut!
            - Wcale nie! Nie potrafię go rozgryźć! Ty znasz go od dziecka, widzisz to inaczej.
            - Snape był kiedyś zły. Był najlepszym Śmierciożercą w szeregach Czarnego Pana. Ciotka Bella opowiadała mi, jak ojciec był wściekły, że smarkacz, którego wprowadził do kręgu okazał się lepszy od niego. Ale potem coś się zmieniło. Matka mówi, że on kochał kobietę, którą zabił Lord. I wtedy Sev przeszedł na stronę Zakonu.
            - Skąd wiesz? - zanim jej przerwał dopowiedziała - to moje kolejne pytanie.
            - Że on jest jednym z was? Wiem, po prostu wiem... Myślisz, że mnie nie obchodzi, że on naraża się na takie niebezpieczeństwo? Jest moim ojcem chrzestnym. Łączy nas więź. Ale wy wszyscy gówno wiecie i nie macie nawet pojęcia ile tak na prawdę on dla was robi!
            Hermiona spojrzała na niego smutno. Wiedziała, że on ma rację. Powtarzała to wszystkim niemal na każdym spotkaniu. Ale sama nic nie mogła z tym zrobić. Siedzieli dłuższą chwilę w milczeniu.
            - Przepraszam - szepnęła, a on spojrzał na nią zdziwiony. - Za to, że narażamy go na niebezpieczeństwo.
            - Nie masz za co przepraszać, przecież to nie ty go tam wysyłasz.
            - Ale to się wiąże z nami wszystkimi. Jesteśmy rodziną.
            Draco roześmiał się ponuro.
            - Szkoda, że u nas nie ma takiego podejścia. Możesz zadać swoje ostatnie pytanie, ja muszę moje jeszcze dopracować...
            Dziewczyna wpatrywała się w niego z zainteresowaniem, ale nie wiedziała, czego jeszcze chciałaby się o nim dowiedzieć. Nie wpadła na nic konkretnego, więc zapytała go po prostu:
            - Gdybyś mógł mieć każde zwierzę jakie istnieje, jakie byś wybrał?
            - Mam smoka. Nie chciałbym nic innego.
            - Przecież... Przecież to jest nielegalne!
            - Nie w Bułgarii - uśmiechnął się do niej.
            - Jakiego? - zainteresowała się.
            - Ups, chyba skończył ci się limit pytań - prychnął, ale kiedy zobaczył jej smutną minkę odpowiedział. - Walijskiego zielonego.
            - To taki, jakiego Fleur wylosowała na turnieju...
            - Nawet nie taki, tylko dokładnie ten - uśmiechnął się, w pełni zadowolony z siebie. - Kupiłem od razu po Turnieju.
            - Niesamowite... Teraz twoje pytanie.
            - Co ci się najbardziej we mnie podoba?
            - Co?! Nie odpowiem!
            - Ojej, chyba musisz - roześmiał się wrednie..
            - Nienawidzę cię, Malfoy. Oczy. Masz ładne oczy.
            - To miło.
            - Nienawidzę cię.
            Draco uśmiechnął się szeroko na to wyznanie.
            - Zawsze to jakieś gorące uczucie, Granger. Od czegoś trzeba zacząć.
            Hermiona rzuciła mu wściekłe spojrzenie i odwróciła się w stronę okna. To będzie z całą pewnością najgorszy miesiąc jej życia.